Mark był tak pewny swego, że sens jej zachowania w ogóle do niego nie dotarł. Nadal przyglądał się jej z peł¬nym wyższości uśmiechem. Furia Tammy sięgnęła zenitu. Miał jeszcze czelność się uśmiechać!

- Monsieur Lavac?

- Jakim cudem?!
W kuchni nie było nikogo. Jakby wszystkich nagle wy¬miotło. Dziwne, zawsze ktoś się tu kręcił. Mark znalazł naj¬bliższy dzwonek i zadzwonił ponownie.
- Nie martw się. Wrócimy przed zachodem słońca.
- Wyjechała? O czym ty mówisz?
Hm, to brzmiało całkiem sensownie... Mark zauważył jej wahanie i postanowił kuć żelazo, póki gorące.
Obrzuciła go spojrzeniem, które mówiło wyraźnie, że ma masę pracy i nie zamierza schodzić do każdego, kto ją zawoła. Zwłaszcza do dwóch tak dziwacznie ubranych fa¬cetów.
- Ostrzeżenie przyjęte. - Beck zerknął przez ramię w stronę kuchni. - Czy jestem zaproszony na obiad? - Zawsze. - Znakomicie. - Umościł się wygodniej na sofie. - Cokolwiek tam dziś pichcą, od zapachu leci mi ślinka. - Ciasto z kremem kokosowym. Nikt nie robi lepszych wypieków niż Selma. - Zgadzam się z tobą w zupełności, Chris. - Do pokoju wszedł jego ojciec, Huff Hoyle, wachlując się słomkowym kapeluszem. - Podaj mi jedno piwko. Cholernie mnie suszy. Nie dałbym rady splunąć, nawet gdyby mój kutas stanął w ogniu. Powiesił nakrycie głowy na wieszaku i opadł ciężko na rozkładany fotel. Otarł czoło rękawem. - Diabli nadali, co za upał. - Z westchnieniem oparł się na powleczonych chłodną skórą poduszkach. - Dzięki, synu. - Chwycił zimną butelkę, którą otworzył dla niego Chris i wskazał nią w kierunku telewizora. - Kto wygrywa? - Na pewno nie Bravesi. Właściwie to już koniec. - Beck wyłączył dźwięk, gdy komentatorzy zaczęli analizować przyczyny ich niepowodzenia w meczu. - Nie muszą tłumaczyć, dlaczego przegrali. Wystarczy nam wynik. Huff zamruczał potakująco. - Ich sezon skończył się dokładnie wtedy, gdy pozwolili tym pazernym cudzoziemskim primadonnom uczyć właścicieli klubu, co mają robić. Ogromny błąd. Przewidziałem to. - Pociągnął długi łyk piwa, niemal osuszając butelkę. - Grałeś w golfa dziś po południu? - spytał Chris. - Było zbyt gorąco - odparł Huff, zapalając papierosa. - Zrobiliśmy tylko trzy dołki, a potem wróciliśmy do klubu na partyjkę remika. - Na ile ich dzisiaj ograłeś? Nie było sensu pytać, czy Huff wygrał, czy też przegrał. Zawsze był zwycięzcą. - Kilka setek. - Nieźle. - Nie warto grać, kiedy się przegrywa - stary mrugnął do syna, a potem do Becka. Opróżnił butelkę jednym łykiem. - Widzieliście dziś Danny'ego? - Powinien się tu za chwilę zjawić — odparł Chris. - Pod warunkiem, że zdoła wcisnąć spotkanie z nami pomiędzy niedzielną mszę poranną a wieczorny Anioł Pański. - Nie psuj mi humoru - jęknął Huff. - Stracę jeszcze apetyt na obiad. Huff uważał, że kaznodziejstwo, modlitwa i śpiewanie hymnów to rzecz dla kobiet i zniewieściałych mężczyzn. Porównywał organizację kościelną do organizacji przestępczej, z tym że Kościół był bezkarny i miał ulgi podatkowe. Huff wykazywał jednaką nietolerancję zarówno dla różnego rodzaju świętoszków, jak dla homoseksualistów i związkowców. - Właśnie opowiadałem Beckowi o tym, że Klaps Watkins wyszedł na warunkowe - Chris taktownie odwrócił uwagę ojca od młodszego brata i jego niedawnego zainteresowania sprawami duchowymi. - Biały śmieć - wymruczał Huff, stukając o ziemię czubkiem buta. - Jak cała rodzina, począwszy od pradziadka Klapsa, który był najbardziej zatwardziałym rozpustnikiem, jakiego nosiła ziemia. Znaleźli go nieżywego z potłuczoną butelką whisky wepchniętą w gardło. Pewnie naraził się komuś o jeden raz za dużo. Muszą się tam u nich krzyżować wsobnie, bo każde z nich jest brzydkie jak samo piekło i głupsze niż but. - Może i tak - roześmiał się Beck. - Jestem jednak winien Klapsowi odrobinę wdzięczności. Gdyby nie on, nie czekałbym tu dziś na niedzielny obiad.
obszywanie dywanow brodnica - Jak to? Wiedziałeś o tym?
Nagle Tammy zawstydziła się swoich znoszonych rzeczy. Czy wypada przybywać w gości w takim ubraniu? Może Mark rzeczywiście miał rację i trzeba było kupić jakąś su-kienkę? Albo nawet i dwie...
Tammy uśmiechnęła się uspokajająco, chociaż w tym obcym, majestatycznym miejscu jej pewność siebie nieco osłabła.
panowie o tym wiedzieć. - O czym? - Pańska siostra jest na dole i robi awanturę. 10 - Sayre tu jest? - spytał oszołomiony Chris. Zmierzający do łazienki Huff zrobił w tył zwrot. Beck zerwał się z sofy i podszedł do okien. Nie dostrzegł niczego niezwykłego w hali. Wszyscy zajmowali się swoją robotą. - Zamierzała wejść bramą dla pracowników, nie dla gości - wyjaśniła Sally. - Mamy nowego strażnika, który jej nie rozpoznał i zatrzymał przy wejściu. Pani Sayre domaga się wpuszczenia do fabryki. - Powiedziała po co? - spytał Huff. Sally się zawahała, zanim odrzekła: - Mówi, że jest właścicielką tego miejsca. Mimo to strażnik obawiał się wpuścić ją do środka bez zezwolenia. - Powiedz, żeby ją zatrzymał - powiedział Chris. - Skontaktujemy się z nim. - Urządza tam piekło, jak to sam określił. - Powiedz, że jeśli nie wykona swojej cholernej pracy, ja mu dopiero urządzę piekło - rzucił Chris i przerwał połączenie. Huff się roześmiał, wydmuchując chmurę dymu. - Cóż, chłopcy, wygląda na to, że nasz nieobecny wspólnik nagle zainteresował się firmą. Nagłe pojawienie się Sayre chyba nie wydało się Chrisowi aż tak zabawne. - Zastanawiam się dlaczego - zauważył. - Zgodnie z tym, co twierdzi, jest właścicielką tego miejsca - powiedział dobitnie Huff. - Ma prawo tutaj być. - To prawda - wtrącił Beck. - Pod każdym legalnym względem jest wspólnikiem firmy, ale czy jesteś pewien, że chcesz ją wpuścić do fabryki? - Absolutnie nie - odparł Chris. - Dlaczego nie? - spytał Huff. - Choćby dlatego, że to niebezpieczne. Huff uśmiechnął się przebiegle do Becka. - Całymi latami zaprzeczaliśmy wobec inspektorów OSHA, że praca w fabryce niesie z sobą potencjalne niebezpieczeństwo. Jeżeli wpuszczę do środka własną córkę, dam wyraźny znak, że jestem przekonany o bezpieczeństwie tego miejsca, nieprawdaż? Jak zwykle Huff potrafił wykorzystać nawet najbardziej niekorzystną sytuację do swoich celów. Beck musiał przyznać, że jego punkt widzenia w tej sprawie mógł przynieść korzyści. Mimo to, wciąż miał obawy. Najwyraźniej Chris również. - To zły pomysł i zamierzam jej o tym powiedzieć. W końcu jestem tu dyrektorem. Jeżeli zabronię jej tam wchodzić, nie będzie miała nic do gadania - rzekł, podchodząc do drzwi. - Zaczekaj chwilę, Chris. - Huff podniósł rękę. - Jeżeli postąpisz w ten sposób, Sayre zacznie podejrzewać, że coś przed nią ukrywamy. Beck niemal widział obracające się trybiki w głowie starego, gdy ten przesuwał językiem papieros z jednego kącika ust do drugiego. Wreszcie spojrzał na Becka. - Ty do niej pójdziesz. Wyczuj ją, wysłuchaj, co ma do powiedzenia. Jeśli dojdziesz do wniosku, że najlepiej będzie ja stąd wyprowadzić, zrób to i zarygluj drzwi. Jeżeli uznasz, że dobrze wyjdziemy na wpuszczeniu jej do środka, zabierz ją na wycieczkę. Beck spojrzał na Chrisa. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie zaprotestował. Zapewne nie
Prasa coraz usilniej domagała się zdjęć następcy tronu. Mark odwlekał to tak długo, jak się dało, w końcu jednak po trzech tygodniach uległ presji i zezwolił na sesję foto¬graficzną w ogrodach zamkowych. Pstrykały aparaty, bły¬skały flesze, a zachwycony wesołą zabawą Henry śmiał się i wymachiwał ukochanym misiem. Reporterzy cmokali z zachwytu.
I znowu uśmiechnęła się tak promiennie, że Markowi odjęło mowę.
ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz
apartamenty z widokiem na morze

Donalda z wielka aureola i anielskimi skrzydłami, który - była

miasteczku, które ją wyklęło, po dziesięciu latach swobodnego życia w Seattle, nie mogła się doczekać chwili,
- Tego sie jeszcze nie dowiedziałem. Trudno wyczuc,
zrobic, ale topniała jak snieg w słoncu pod dotykiem jego
- Będę na ranczu dziś po południu, więc nie rób dla mnie lunchu.
co to ma za znaczenie? Przecie¿ ona niczego nie chce ukryc. A
jak przygotować się do RODO - Hm, miałem nadzieję, że właśnie to mi powiesz. McCallum jest już na wolności. Gdyby nie to, że stary Caleb
włascicielka tych draperii i dobranych pod kolor poduszek,
której właścicielem był Smith - tyle że o tym zadecydował anonimowy telefon, a nie dobra praca śledczych z Biura
- A co z moim ojcem? - zapytała Elizabeth, mrużąc oczy. Potem spojrzała w kierunku Nevady. - Gdzie on jest?
Fiona. Miała lekki angielski akcent. - Ale niech sie pani nie
https://planetafaceta.pl/galeria/index.php?pic=200 na ostatnim pietrze - wyjasniła Carmen. - Kucharka,
- Ale może się obudzić. - Cały płonął. Nigdy w życiu nie pragnął kobiety tak jak teraz, ale to było niebezpieczne.
Rozdra¿niona wyszła na pusty, pogra¿ony w półmroku
- Jedzie mercedesem - rzucił głos gniewnie. - Masz jakies
układa sie miedzy nimi... Modliłam sie, ¿eby to nowe dziecko
siłownia warszawa

©2019 www.w-gracz.warmia.pl - Split Template by One Page Love